Wystarczy, że zabraknie prądu i już całe nasze życie jest zdezorganizowane. Mnóstwo rzeczy przestaje funkcjonować, jak należy. Nie ma światła, radia, telewizji, internetu. Lodówka nie mrozi. Czajnik elektryczny nie grzeje i nawet kawy się napić nie można. W niejednym domu robi się zimno, przestaje płynąc woda w kranie. Z powodu takiej drobnostki, jak brak prądu. Bo gdzieś tam przepalił się jakiś drucik.
Im większy brak, tym większe zamieszanie w życiu człowieka. Im ważniejszych rzeczy zabraknie, tym bardziej jesteśmy zagubieni i bezradni. Gdy zabraknie domu, miejsca, bezpieczeństwa popadamy w lęk, niepewność, przerażenie, tracimy orientację w życiu.
A gdy zabraknie człowieka? Bliskiego człowieka? Kochanego człowieka? Wtedy niejednemu wali się cały świat. Bywa, że życie traci sens.
"Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta". Tak zwykle bywa. W tej pierwszej chwili po stracie bywa wielu ludzi wokół. Tłum nawet. Ale to chwilowe. Potem tłum się rozchodzi, każdy wraca do swego życia i pustka staje się jeszcze bardziej przytłaczająca. Wdowa, której umiera jedyny syn, naprawdę zostaje sama.
"Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz”. Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli, i rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce".
Właściwie dlaczego i po co Jezus wskrzesił tego chłopaka? Przecież i on i jego matka musieli umrzeć. To nie było zmartwychwstanie, czyli definitywne przezwyciężenie śmierci. To było chwilowe wyrwanie z niej pojedynczego człowieka. Czasowe. Przemijające. Jak wskrzeszenie córki Jaira albo Łazarza.
Ktoś zwrócił uwagę, że wszystkie trzy wskrzeszenia, których dokonał Jezus, stały się ze ze względu na kogoś, na czyjeś łzy, czyjeś poczucie braku, straty, opuszczenia. Wskrzesił córkę ze względu na Jaira, wskrzesił młodzieńca z Nain ze względu na jego matkę-wdowę, wskrzesił Łazarza ze względu na Marię i Martę.
Niedawno w "Tygodniku Powszechnym" dziennikarka przepytywała księdza na temat czułości Boga. "Czy Bóg jest czuły?" - zapytała bez wstępów. "Najczulszy, najdelikatniejszy, najtroskliwszy" - odpowiedział ksiądz. "Jeśli czułość jest istotnie związana z miłością, to czułość Boga wynika z samej Jego natury – bo „Bóg jest miłością”" - dopowiedział.
Wskrzeszenie młodzieńca z Nain, jedynego syna wdowy, jest przejawem czułości Boga. Ale też przejawem Jego mocy i władzy nad śmiercią. Jezus pokazał, że ją posiada. Że jest Bogiem. Bogiem czułym i wrażliwym na braki, które dezorganizują ludziom życie.
niedziela, 6 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz