Tak się złożyło, że dotychczas pracował w niewielkich, wiejskich, tradycyjnych parafiach. Ksiądz w tych społecznościach był zawsze kimś. Ludzie prześcigali się w okazywaniu szacunku, rywalizowali w zapraszaniu na kawki, obiady, kolacje. Jeśli do którejś pary młodej ksiądz nie poszedł na wesele, od razu wszyscy wiedzieli, że coś tam musi być nie tak. A rodziny dzieci pierwszokomunijnych, które w tym uroczystym dniu odwiedził duchowny, czuły się prawdziwie wyróżnione.
Nagle trafił do dużej, miejskiej parafii. Gdy szedł ulicą w koloratce, prawie nikt go nie pozdrawiał. W sklepie musiał stać w kolejce do kasy i żaden kierownik nie wybiegał z zaplecza, aby się z nim przywitać, zaproponować jakiś szczególny towar bez marży. W czasie procesji Bożego Ciała ozdobione były pojedyncze okna kamienic, a nie jak w jego poprzednich parafiach, całe domy i ogrody. "Co za pogaństwo. Co za pogaństwo" - powtarzał przybity. Po kilku tygodniach poszedł do biskupa, żeby prosić o przeniesienie. "Ja nie mogę pracować z takim pogaństwem" - szczerze wyjaśnił swojemu biskupowi. "Posłałem cię tam, żebyś ich nawrócił" - powiedział hierarcha. "Jak?" - zapytał zniechęcony ksiądz. "Wiarą, nadzieją, miłością" - wyliczył biskup.
Znajoma nie zna się na piłce nożnej, ale od czasu do czasu, zwłaszcza w czasie wielkich imprez sportowych, lubi popatrzeć na mecz w telewizji. "Co ty z tego wiesz?" - kpili z niej koledzy pracy. "Najważniejsze, to ustalić, którzy są nasi" - odpowiedziała całkiem serio. "Jak to 'nasi'? Przecież Polska nie gra w tych mistrzostwach" - zdziwili się doświadczeni kibice. "Nasi to ci, którym kibicujemy. No, ci, za którymi jesteśmy" - tłumaczyła widząc ich zaskoczone miny.
To stała pokusa - podzielić świat na "naszych" i całą resztę. Nasi są zawsze w porządku, cokolwiek zrobią, jest OK, nawet jeżeli dadzą plamę. Reszta to zawsze uosobienie całego zła świata, zasługujące na pogardę, odrzucenie, nienawiść. Naszym jesteśmy w stanie wybaczyć wszystko. Nawet na największe zło machamy ręką i mówimy "Nic się nie stało". Tym, którzy nie są nasi, nie dopuszczamy nigdy, nawet najmniejszego potknięcia.
Podział na "naszych" i resztę sprawdza się we wszystkich dziedzinach życia. W kwestiach religijnych wydaje się wręcz pożądanym ideałem. Więc o co chodzi Jezusowi, gdy mówi: "Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak, będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski"?
wtorek, 15 czerwca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz