czwartek, 24 czerwca 2010

We are on a mission from God

Uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela

Jan Chrzciciel jest w kalendarzu liturgicznym wyróżniony. Pojawia się w nim dwa razy. Raz z okazji swojego narodzenia. Drugi raz z okazji śmierci. Ale wspomnienie jego narodzenia ma wyższą rangę. Jest uroczystością.

Właściwie nic w tym dziwnego. Z perspektywy ludzkiej narodzenie Jana Chrzciciela było wydarzeniem nadzwyczajnym. Śmierć już nie tak. Morderstwo, w dodatku z politycznym i emocjonalnym tłem, nie rusza nas tak bardzo, jak narodziny dziecka tam, gdzie się tego nie spodziewamy, w dodatku zapowiedziane przez anioła w samym środku świątyni.

Jan Chrzciciel jest klasycznym dowodem, że człowiek przychodzi na ten świat po coś. Miał konkretną misję od Boga.

Jak ktoś ma świadomość, że ma misję od Boga, nie istnieją dla niego przeszkody nie do pokonania.

"We are on a mission from God". Co to za cytat? Z filmu. Niesamowitego filmu. Kultowego dzieła w reżyserii Johna Landisa zatytułowanego "Blues Brothers". To dość stary film. Właśnie minęła trzydziesta rocznica jego premiery. "Blues Brothers" to film katolicki - ogłosił watykański dziennik "L'Osservatore Romano" w artykule z okazji tej rocznicy. Zaliczył go do klasyki katolickiego kina. Według "L'Osservatore Romano" film jest "godny obejrzenia i polecany" wszystkim katolikom.

Nie wszyscy zrozumieli, dlaczego watykańska gazeta nazwała tę komedię muzyczną filmem katolickim. "Zakonnica z sierocińca bije dzieci wielkim kijem, jeden z braci Blues właśnie wychodzi z więzienia, bohaterowie wszystkich wokół wykorzystują i oszukują, rzucona przez jednego z braci dziewczyna organizuje ataki rakietowe na nich, a muzycy by pracować z braćmi porzucają swe żony i rodziny" - wytyka dziennikarz jednej z gazet.

Fakt. Nie są to aniołki. Misję do Boga realizują tak, jak umieją. A umieją... powiedzmy średnio. Ich metody nie nadają się do polecania dzieciom na religii.

Na Jana Chrzciciela też by się niejedno znalazło. W dzisiejszych czasach przeciwko niemu wyciągnięto by pewnie nawet to, że jego ojciec nie uwierzył aniołowi. Poza tym, po wskazaniu Jezusa wcale nie zakończył działalności, nie do końca wierzył w Jezusa, skoro wysyłał swych uczniów z zapytaniem, czy się nie pomylił z tym wskazywaniem. A potem jeszcze wmieszał się w politykę.

Ludzie, którzy odkrywają, że mają misję od Boga, nie stają się nagle chodzącymi po świecie ideałami. Nie przestają grzeszyć. Nie unikają błędów. Ale w ich życiu dokonuje się fundamentalna zmiana. Pojawia się w nim sens.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz