wtorek, 3 sierpnia 2010

Defensywa z Lednicą w tle

W Polskę jedziemy

To, co się 3 sierpnia 2010 roku stało pod Pałacem Prezydenckim, pokazuje nie tylko słabość instytucji Kościoła katolickiego w Polsce. Dowodzi czegoś znacznie gorszego - słabości wiary ogromnej rzeszy polskich katolików. Gdybyśmy bowiem mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, nie byłoby w ogóle problemu krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Nikt by się nie odważył. To, co tam się dzieje od wielu tygodni jest możliwe dlatego, że w Kościele katolickim w Polsce nie tylko nie ma zdecydowanego sprzeciwu, przeciwko instrumentalnemu traktowania świętego znaku zbawienia do celów całkowicie sprzecznych z jego treścią, ale jest szerokie przyzwolenie. Jest aprobata nie tylko w jakichś marginalnych grupach, ale w dużej części tych, którzy powinni bronic krzyża przed zmanipulowaniem ze szczególnym zaangażowaniem - wśród duchownych.

To smutne, że z tego, co się przed laty działo wokół oświęcimskiego żwirowiska, nie zostały w Kościele w Polsce wyciągnięte daleko idące wnioski. A przecież już wtedy widać było, z jaką łatwością można na naszej ziemi sięgnąć po krzyż, aby używać go do szantażu politycznego i parapolitycznego. Bezradność polskiej hierarchii widoczna wtedy jak na dłoni, nie przyniosła szerokiej refleksji, że można przeciwko nam, polskim katolikom, użyć tego znaku, któremu oddajemy w sposób szczególny cześć w Wielki Piątek, śpiewając "Oto drzewo krzyża, na którym zawisło zbawienie świata". Już wtedy dopuściliśmy do tego, że o tym, kto jest "prawdziwym" katolikiem i "prawdziwym" kapłanem decydowały nie uprawnione do tego instancje kościelne, ale samozwańczy "obrońcy". Dzisiaj również pod Pałacem Prezydenckim można było usłyszeć głosy negujące ważność kapłaństwa duchownych, którzy tam się pojawili. Dziś po raz kolejny zostały wykrzyczane. Ale od lat istnieją przecież w polskim Kościele bardzo aktywne środowiska ponad głowami biskupów dzielące księży na "prawdziwych" i "nieprawdziwych". W imię fałszywie pojmowanej troski o jedność Kościoła nie spotyka ich za to nawet nagana. Tymczasem jest to jedna z bardziej ropiejących ran faktycznych podziałów, a nawet rozbicia wspólnoty polskich katolików. Wszystko wskazuje na to, że kryzys autorytetu w naszym Kościele będzie się pogłębiał w bardzo szybkim tempie.

Gołym okiem widać, że koczujący pod warszawskim krzyżem "obrońcy" pilnie potrzebują ewangelizacji. Po to, żeby wiedzieli, iż za Mickiewiczowskim "Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem - Polska jest Polską, a Polak Polakiem" kryje się nie treść polityczna, ale głęboko religijna. Czy w ciągu ostatnich tygodni ktokolwiek podjął wobec tych zagubionych i przekonanych o tym, iż działają w dobrej wierze, jakąkolwiek misję pozwalającą im zrozumieć, co naprawdę w chrześcijaństwie oznacza krzyż? Nie słyszałem o czymś takim.

Piszę to świeżo po odwiedzeniu dzisiaj Ostrowia Lednickiego i Lednickich Pól, na których z takim medialnym zadęciem gromadzą się tysiące młodych ludzi. Przeszedłem dzisiaj pod lednicką rybą. Wymowa takiej wędrówki sięga do fundamentów. Najpierw wody chrztu, na brzegu jeziora. I zaraz po chrzcie zaczynają się schody, po których trzeba się wdrapać, by stanąć przy wielkim głazie z napisem "Stąd nasz ród". A potem pod górę, ku bramie-rybie. Gdy człowiek staje dokładnie w niej, w oddali widzi krzyż - replikę tego z Giewontu, o którym z takim naciskiem mówił Jan Paweł II. I widzi, że przed nim tylko jedna droga. Droga pod krzyż. Daleka droga, ale bez alternatywy. Ten, kto przyjął chrzest, musi iść pod krzyż, ale nie po to, by znajdować w nim uzasadnienie dla swej nienawiści. "Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz" - mówił Jan Paweł II wzywając do obrony krzyża.

Zwiedzanie ekspozycji związanych z Ostrowiem Lednickim pokazuje, że mieszanie sfery religijnej i politycznej nie jest na polskiej ziemi niczym nowym. Ale nawet pobieżna znajomość naszych dziejów pozwala odkryć, że zawsze cierpiał na tym Kościół i cierpiała wiara. Korzyść odnosili politycy, ale także rozmaici cwaniacy. Odrabianie strat poniesionych przez Kościół zawsze trwa długo i jest bolesne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz