niedziela, 8 sierpnia 2010

Tradycyjna niedziela

W Polskę jedziemy…

Przerwa w wędrowaniu. Niedziela w wiejskiej parafii w powiecie włocławskim. Klasycznej tradycyjnej parafii. Proboszcz opowiadając o poszczególnych parafianach (zna ich dokładnie wszystkich, naprawdę), przy niektórych dodaje “Nie do pomyślenia, żeby w niedzielę nie byli w kościele”. A mnie zaraz w głowie pytania “Ale dlaczego? Czy ze względu na wiarę, czy na tradycję? Czy ich religijność, to religijność ‘narodowa’, czy religijność ‘życia’?

W czasie Mszy w pierwszych ławkach widzę podczas kazania twarze skierowane w stronę księdza, ale już ciut dalej widać, że spojrzenia błądzą tu i ówdzie. A czasie innej Mszy obserwacja drobnostki, ale jakoś istotnej. W czasie zbierania na tacę kilkunastoletni chłopak stojący w tyle kościoła podchodzi dość spory kawałek w stronę rodziców i bierze od nich monetę. W tym czasie zakrystianin zbliża się do nich. Rodzice wrzucają pieniądze do koszyka, ale chłopiec nie. Z otrzymaną monetą wraca na zajmowane wcześniej miejsce i dopiero gdy zakrystianin tam dochodzi z koszykiem, wrzuca. Czemu nie wrzucił od razu, przy rodzicach? A przede wszystkim, czy nie należałoby oczekiwać, że tak duży chłopak złoży ofiarę ze “swoich” pieniędzy, a nie będzie jak mały szkrab wyciągał rękę do rodziców? Czym jest dla niego wrzucanie monety do koszyka w kościele? Ofiarą czy zwyczajem?

Liturgia dobrze przygotowana, wielu świeckich zaangażowanych w jej sprawowanie. Na ile jednak jest dla uczestników rzeczywistym oddawaniem czci Bogu, a na ile teatrem, w którym uczestniczą siłą inercji (bo jakoś trudno tu mówić o rozpędzie…)? Na ile ten chrzest dziecka, który miał miejsce w czasie jednej z Mszy, jest motywowany głębokim pragnieniem przekazania potomkowi skarbu wiary, a na ile jest rytuałem, który powtarza się od wieków, bo tak robili przodkowie, bo tak robią inni we wsi, bo tego oczekują bliżsi i dalsi krewni i znajomi?

Czy nie jest tak, że motywacja tradycją i zwyczajem jest kilkakrotnie silniejsza, niż motywacja wiarą? Czy nie jest tak, że mamy do czynienia z wciąż mocną tradycją, która jednak przypomina prawie pusty kubek, z którego nie da się wiele napić?

Dużo tych pytań. I dużo czasu na ich rozważanie w czasie wyprawy w głąb lasu wokół licznych tu jezior. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak głęboko w lesie, w którym obecność człowieka jest ledwo śladowa.

A co jest znakiem szczególnym tej tradycyjnej niedzieli w wiejskiej parafii w powiecie włocławskim? Cisza. Cisza! Taka cisza, że lot komara brzmi jak warkot samolotu. Taka cisza, że ściszone jak się da radio, którego w mieście w ogóle nie byłoby słychać, rozlega się na cały duży pokój. I słychać wyraźnie każde słowo piosenki. Nie. Za głośno. Trzeba je wyłączyć. Cisza jest ważniejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz