wtorek, 10 sierpnia 2010

W odpowiedzi na zaproszenie

W Polskę jedziemy…

W komentarzach pod postem z 5 sierpnia (zatytułowanym “Pokazywanie”), w którym opisałem moje wrażenia z wizyty w Kórniku i Rogalinie, ktoś napisał: “Zapraszam do włocławskich muzeów lub skansenu w Kłóbce! Mimo, że pracujemy na etatach nie traktujemy zwiedzających jak zło konieczne. Proszę sprawdzić :-))”. Takiemu zaproszeniu nie sposób odmówić. Więc we wtorek zjawiłem się we Włocławku.

Ale zanim poszedłem do muzeum, najpierw musiałem wejść do włocławskiej katedry. Oczywiście najlepiej ją zwiedzać z takim przewodnikiem, jaki mnie się trafił w osobie jednego z włocławskich księży, który wiedzę o gotyckiej świątyni ma doprawdy imponującą i potrafi nie tylko przypomnieć, iż jest to już trzecia włocławska katedra, ale również zauważyć jakby mimochodem, że jej romańską poprzedniczkę Krzyżacy zniszczyli akurat w Wielki Piątek, bo tak im wyszło. O każdym obrazie, każdej kaplicy, niemal o każdym przedmiocie umieszczonym a katedrze włocławskiej powiedział coś interesującego. A jest o czym.

Największe wrażenie zrobił na mnie wielki świecznik, który po wojnie za beczkę spirytusu ówczesny proboszcz zakupił od Rosjan, którzy przejęli go od uciekających Niemców. Świecznik pochodzi z Estonii i podobno ktoś stamtąd chce go odzyskać. Troszkę mnie zastanowiło, gdy mój przewodnik opowiadał, że ten obraz to pochodzi z takiego kościoła w mniej lub bardziej odległej miejscowości, tamten ołtarz z innego itp. Widać przed wiekami w ten sposób kompeltowano wyposażenie kościoła katedralnego, co dziś mnie wydaje się trudne do zrozumienia.

W ogóle dobrze, że mój przewodnik miał mocny głos, więc udawało mu się przekrzyczeć panujący w świątyni hałas prac budowlanych. Katedra szykuje się ostro do jubileuszu 600-lecia, który przypada w przyszłym roku.

Nadszedł czas na sprostanie internetowemu zaproszeniu do muzeum. Placówek włocławskie Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej ma sporo. Mnie zaciekawiła kolekcja fajansów, którą można oglądać przy ul. Słowackiego. Trochę narobiliśmy z moim towarzyszem dzisiejszym zamieszania, bo okazało się, że nie zasługujemy na bilety ulgowe po 3 złote, a z szuflady w kasie akurat wyszły bilety normalne po 5. Zostaliśmy więc wpuszczeni bez biletów i najpierw obejrzeliśmy portrety na piętrze drugim (m. in autorstwa Boznańskiej, Malczewskiego, Mechofera, Axentowicza), a potem naprawdę ciekawe fajanse. Okazało się, że kiedyś we Włocławku były trzy fabryki fajansu. Co prawda słowo fajans ma konotacje negatywne, ale niektóre prawdziwe dzieła sztuki we włocławskim muzeum każą na fajans spojrzeć zupełnie inaczej. Muszę przyznać, że eksponaty sprzed wojny o wiele bardziej mi się podobały, niż podpisane nazwiskami projektantów produkcje powojenne.

Postanowiłem też zajrzeć do skansenu w Kłóbce, czyli Parku Etnograficznego. Pani przewodnik pięknie mnie pojedynczego oprowadziła, a co się przy tym naotwierała i nazamykała kłódek i zamków! No bo generalnie poszczególne obiekty zamknięte. Ale najbardziej mi się podobało w wiatraku. Widziałem już mnóstwo wiatraków w różnych skansenach i we wsiach, ale nigdy nie byłem w środku. A wiatrak w środku jest niezwykle zajmującym urządzeniem. Kto nie był, niech żałuje.

Ponieważ kończyłem zwiedzanie, gdy powoli zbliżała się pora wieczorna, więc moja pani przewodnik wskazała mi drogę do wyjścia i zajęła się zapędzaniem kóz na noc (pełno tam spaceruje też kaczek i kur po całym skansenie). Nie przewidziała tylko, że się poślizgnę i wpadnę do kałuży… Ale przynajmniej widać teraz po mnie, że byłem w Kłóbce ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz