poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Genialna lekcja historii

W Polskę jedziemy...

Włocławek przy tamie. Po drugiej stronie Wisły (od strony Lipna). Wysoki zielony krzyż nad samą wodą. Samochód zostawiam na parkingu i idą w dół. Za mną dość młode małżeństwo z dwoma synami, na oko 5-7 lat.

- Tato, czemu tam idziemy? - pyta jeden z chłopców bez entuzjazmu w głosie.
- Bo w tym miejscu źli policjanci, którzy się nazywali SB, zabili księdza Jerzego Popiełuszkę - odpowiada ojciec.
- A czemu go zabili?
- Bo głosił prawdę o Polsce zniewolonej przez komunistyczny reżim. Będziecie się o tym uczyć na historii i wtedy będziecie pamiętać, że byliście w miejscu, w którym się to stało...

Głupio mi dalej podsłuchiwać, przyspieszam, ale ta genialna w swej prostocie lekcja historii brzmi mi w uszach.

Chwila modlitwy pod krzyżem poświęconym w roku 1991 przez Jana Pawła II. Rzut oka na trzy tablice, głaz, który nie wiem, czy ma być ołtarzem, czy jakimś symbolem. Czego?

Gdy wracam na parking, pod krzyż zmierza spora grupa osób, które wysiadły z autokaru. Mają problemy, którędy iść, bo wciąż widać skutki powodzi i chodnik prowadzący pod krzyż w kilku miejscach jest uszkodzony...

Teraz do zamku w Golubiu-Dobrzyniu. Droga Włocławek-Lipno prawdziwa męczarnia. Wąska, kręta, z wlokącymi się ciężarówkami, a nawet z kombajnem, turlającym się 10 kilometrów na godzinę, oczywiście praktycznie bez szans na jakikolwiek manewr wyprzedzania na całej trasie.

Naczytałem się w Internecie negatywnych opinii sprzed kilku lat o zamku w Golubiu-Dobrzyniu. Więc wjeżdżałem do niego trochę nieufnie. I miłe rozczarowanie. Sympatyczny młody przewodnik, zwiedzanie zaczyna się filmu, potem - być może dzięki przewodnikowi i całkiem sensownemu tekstowi, który wygłasza - ma się wrażenie, że ekspozycja całkiem ciekawa. Co prawda armaty postawione w kaplicy trochę mi się wydają nie na miejscu, ale mam nadzieję, że to tylko tymczasowo. Chociaż ze słów przewodnika wynikało, że kaplicy to służy za salę do imprez... A ma taki sakralny kształt, że naprawdę serce się kraje, że nie ma tam ołtarza...

Ważna informacja. Jeśli ktoś chce zjeść obiad po zakończeniu zwiedzania, niech sobie dłużej pośpi, bo przed 13.00 dań obiadowych nie podają.

Z rzutu oka na mapę wywnioskowałem, że całkiem niedaleko jest Skępe, o którym w ostatnich dniach kilka razy zdarzyło mi się słyszeć, że stare i dla lokalnych katolików bardzo ważne. Bałem się, że znowu przywitam się z kratą, ale ku mojej radości bernardyni świątyni mi przed nosem nie zamknęli. Choć nikogo oprócz mnie nie było, świątynia stała otworem, figura Matki Bożej z Jezusem w łonie oświetlona. Nic, tylko patrzeć i się modlić. Potem, przy odrobinie sprytu w gablotce u wejścia do remontowanych właśnie krużganków można poczytać o sanktuarium i o figurze, dziedziniec obejrzeć z ciekawymi scenami Męki Pańskiej. Wyczytałem w sieci, że przez cały rok dla indywidualnych pielgrzymów szukających wyciszenia i skupienia przygotowano 7 pokoi (2/3 os.) z łazienką. "Dla zainteresowanych także możliwość posiłków w kuchni klasztornej". To istotne, bo gdy zjawiłem się w miejscowym barze, żeby coś zjeść pani zza kontuaru serdecznie mi doradziła, żebym jednak poszukał posiłku na trasie do Warszawy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz