sobota, 10 listopada 2012

Mniej więcej tak

Rozmowy na życie (4)

Określmy ich jako M. i N. Zaznaczmy jedynie, że była między nimi różnica nie tylko płci. Rozmawiali oboje mniej więcej tak:

- Czasami mam ochotę namalować wielki transparent i wszędzie z nim  chodzić. Napisałabym na tym transparencie: "Też jestem katolikiem, ale nie domagam się ekskomunikowania kogokolwiek".

- Duży musiałabyś mieć ten transparent. Niewygodnie by ci było z takim chodzić. To już lepiej zrób sobie koszulkę z takim napisem...

- To świetny pomysł! Zrobię!

- ...oczywiście jeśli się nie boisz, że ktoś ci może za chodzenie w niej zrobić krzywdę, napiętnować, wytykać palcami.

- O, widzisz, mówisz jak klasyczny "katolik środka", który boi się wychylić ze swoim zdaniem o tym, co się dzieje w Kościele, bo ktoś może mieć mu za złe. To ja mam za złe i nie będę się dłużej bać!

- Komu masz za złe?

- Bardzo wielu! Choćby tym, którzy Kościół traktują jak bandę, terroryzującą całą dzielnicę. Czują się mocni, bo do tej bandy należą i myślą, że nikt im nie podskoczy. Bo zawsze mogą kogoś takiego postraszyć. Bo oni Boga traktują jak herszta bandy, okrutnego osiłka, który wszystkich trzyma w lęku przed swoją nieobliczalnością. Zachowują się jak gówniarze, którzy starszą innych, tych, co nie chcą się z nimi bawić albo zwracają im uwagę, że się źle zachowują, starszym bratem, co trenuje sztuki walki i jest znanym łobuzem. W ogóle w jakiego Boga oni wierzą? W takiego, którego nie ma!

- Ależ oni są święcie przekonani, że Bóg jest dokładnie taki, jak oni sobie wyobrażają.

- Tu cię mam! Właśnie, wyobrażają! Oni nie wierzą w Boga objawionego, w tego, którego głosi Kościół, tylko w jakieś wyobrażenie!

- Ejże. Oni o takim  Bogu nieraz słyszą z ambony.

- A to się jedno z drugim łączy. Nikt mi nie wmówi, że szatan nie ma nic wspólnego z faktem, że jest tylu głupich i złych, a ja powiedziałabym nawet niegodnych, księży, którzy zamiast głosić prawdziwego Boga, tylko podsycają zamęt. A najbardziej nie znoszę tych, co to nieustannie tropią zło w świecie.

- Księża jak to ludzie. Jedni wybierają walkę ze złem, drudzy głoszenie Chrystusa.

- Najbardziej mnie wkurza, że oni w to wszystko jeszcze mieszają Jezusa, zamieniając Go w jakąś karykaturę. Uważają się za Jego najlepszych uczniów. To jest jakaś kosmiczna bzdura. Dawniej Kościół dyscyplinował nadgorliwców, którzy w imię własnej pychy próbowali się stawiać nad innymi i narzucać wspólnocie swoją, okrojoną i zwykle zideologizowaną w jakimś kierunku, wersję wiary. A jak nie chcieli posłuchać, to ich ogłaszał heretykami.

- Czasy się zmieniają. Kościół się zmienia...

- Właśnie! Tylko czy we właściwym kierunku? Dzisiaj Kościół zamiast zrobić z takimi porządek, to się ich boi. Jest tak niepewny swojej sytuacji, swojej tożsamości, że premiuje takich ludzi, a nawet czyni ich swoimi reprezentantami. Pozwala, aby oni mówili w jego imieniu! To tak, jakby w pierwszych wiekach Kościół dla uzyskania mocniejszej pozycji pozwalał, żeby gnostycy albo wyznawcy Pelagiusza byli jego głównymi apostołami wobec świata!

- Przesadzasz z tymi porównaniami do heretyków.

- Wcale, że nie! Tylko że dzisiaj Kościół przymyka oczy na różne nadużycia i fałszowanie jego nauki, a przede wszystkim na brak posłuszeństwa i dyscypliny. Gdy czytam wypowiedzi niektórych publicystów, podających się za katolików, wszystko jedno, świeckich czy duchownych, to zastanawiam się, czy Kościół nie postąpił zbyt pochopnie, łagodząc niektóre przepisy w Kodeksie Prawa Kanonicznego. Co za głupie czasy nastały, że sam Kościół za dobrego katolika uważa nie tego, kto żyje zgodnie z Ewangelią, ale tego, kto głośniej krzyknie, że jest katolikiem. Mówię ci, to jest jakaś kompletna wariacja. Ja się boję, czym się to skończy. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz