Rozmowy na życie (4)
Określmy ich jako M. i N. Zaznaczmy jedynie, że była między nimi różnica nie tylko płci. Rozmawiali oboje mniej więcej tak:
-
Czasami mam ochotę namalować wielki transparent i wszędzie z nim
chodzić. Napisałabym na tym transparencie: "Też jestem katolikiem, ale
nie domagam się ekskomunikowania kogokolwiek".
- Duży
musiałabyś mieć ten transparent. Niewygodnie by ci było z takim chodzić.
To już lepiej zrób sobie koszulkę z takim napisem...
- To świetny pomysł! Zrobię!
- ...oczywiście jeśli się nie boisz, że ktoś ci może za chodzenie w niej zrobić krzywdę, napiętnować, wytykać palcami.
-
O, widzisz, mówisz jak klasyczny "katolik środka", który boi się
wychylić ze swoim zdaniem o tym, co się dzieje w Kościele, bo ktoś może
mieć mu za złe. To ja mam za złe i nie będę się dłużej bać!
- Komu masz za złe?
-
Bardzo wielu! Choćby tym, którzy Kościół traktują jak bandę,
terroryzującą całą dzielnicę. Czują się mocni, bo do tej bandy należą i
myślą, że nikt im nie podskoczy. Bo zawsze mogą kogoś takiego
postraszyć. Bo oni Boga traktują jak herszta bandy, okrutnego osiłka,
który wszystkich trzyma w lęku przed swoją nieobliczalnością. Zachowują
się jak gówniarze, którzy starszą innych, tych, co nie chcą się z nimi
bawić albo zwracają im uwagę, że się źle zachowują, starszym bratem, co
trenuje sztuki walki i jest znanym łobuzem. W ogóle w jakiego Boga oni
wierzą? W takiego, którego nie ma!
- Ależ oni są święcie przekonani, że Bóg jest dokładnie taki, jak oni sobie wyobrażają.
- Tu cię mam! Właśnie, wyobrażają! Oni nie wierzą w Boga objawionego, w tego, którego głosi Kościół, tylko w jakieś wyobrażenie!
- Ejże. Oni o takim Bogu nieraz słyszą z ambony.
-
A to się jedno z drugim łączy. Nikt mi nie wmówi, że szatan nie ma nic
wspólnego z faktem, że jest tylu głupich i złych, a ja powiedziałabym
nawet niegodnych, księży, którzy zamiast głosić prawdziwego Boga, tylko
podsycają zamęt. A najbardziej nie znoszę tych, co to nieustannie tropią
zło w świecie.
- Księża jak to ludzie. Jedni wybierają walkę ze złem, drudzy głoszenie Chrystusa.
-
Najbardziej mnie wkurza, że oni w to wszystko jeszcze mieszają Jezusa,
zamieniając Go w jakąś karykaturę. Uważają się za Jego najlepszych
uczniów. To jest jakaś kosmiczna bzdura. Dawniej Kościół dyscyplinował
nadgorliwców, którzy w imię własnej pychy próbowali się stawiać nad
innymi i narzucać wspólnocie swoją, okrojoną i zwykle zideologizowaną w
jakimś kierunku, wersję wiary. A jak nie chcieli posłuchać, to ich
ogłaszał heretykami.
- Czasy się zmieniają. Kościół się zmienia...
-
Właśnie! Tylko czy we właściwym kierunku? Dzisiaj Kościół zamiast
zrobić z takimi porządek, to się ich boi. Jest tak niepewny swojej
sytuacji, swojej tożsamości, że premiuje takich ludzi, a nawet czyni ich
swoimi reprezentantami. Pozwala, aby oni mówili w jego imieniu! To tak,
jakby w pierwszych wiekach Kościół dla uzyskania mocniejszej pozycji
pozwalał, żeby gnostycy albo wyznawcy Pelagiusza byli jego głównymi
apostołami wobec świata!
- Przesadzasz z tymi porównaniami do heretyków.
-
Wcale, że nie! Tylko że dzisiaj Kościół przymyka oczy na różne
nadużycia i fałszowanie jego nauki, a przede wszystkim na brak
posłuszeństwa i dyscypliny. Gdy czytam wypowiedzi niektórych
publicystów, podających się za katolików, wszystko jedno, świeckich czy
duchownych, to zastanawiam się, czy Kościół nie postąpił zbyt pochopnie,
łagodząc niektóre przepisy w Kodeksie Prawa Kanonicznego. Co za głupie
czasy nastały, że sam Kościół za dobrego katolika uważa nie tego, kto
żyje zgodnie z Ewangelią, ale tego, kto głośniej krzyknie, że jest
katolikiem. Mówię ci, to jest jakaś kompletna wariacja. Ja się boję,
czym się to skończy. stukam.pl
sobota, 10 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz