Gdyby nie poczucie obowiązku, nie czytałbym wcale tego, co w Polsce
nazywane jest publicystyką. Wystarczy, że spojrzę na nazwisko autora
oraz na temat i na 99 procent wiem, co znajdę w tekście. Prawie nigdy
się nie mylę. Nie, nie dlatego, że jestem genialny i potrafię w jakiś
nadzwyczajny sposób przewidzieć, co dany publicysta ma w danej materii
do powiedzenia. To publicyści stali się rozpaczliwie przewidywalni i
schematyczni. Przypisali się do określonych ideologii (nawet nie do
poglądów, ale właśnie do ideologicznych schematów, które powielają w
sposób charakterystyczny dla ich zwolenników) i nie podejmują
najmniejszego wysiłku intelektualnego, aby zdobyć się na samodzielność,
nie mówiąc już o oryginalności.
Katastrofalna
przewidywalność zaraziła zresztą nie tylko publicystów. Z przykrością
odkrywam, że potrafię przewidzieć, co będzie w filmie konkretnego
reżysera, a co w nowej książce określonego pisarza. Dotyczy to w pewnym
stopniu również innych ludzi uważanych za artystów w najróżniejszych
dziedzinach. Zanim spotkam się z ich dziełem, z dużym
prawdopodobieństwem jestem w stanie przewidzieć, jakie będzie jego
przesłanie, znając ich dotychczasowe dokonania.
Polityków
prawie wcale nie słucham, bo szkoda mi czasu na pozbawione wyrazu zgrane
powtórzenia tych samych sformułowań wypowiadanych identycznym tonem.
Ale
prawdziwe przerażenie ogarnęło mnie, gdy dostrzegłem, że to samo
zjawisko zaczyna dotyczyć moich rozmów, nawet z przypadkowo spotkanymi
ludźmi. Czasami już po pierwszych słowach, a nieraz nawet zanim się
pojawią, po gestach, sposobie bycia, traktowaniu innych, umiem z dużą
dokładnością wyobrazić sobie, jakie zdania za chwilę padną. Gdy moje
przewidywania się potwierdzają, wcale nie znajduję w sobie poczucia
triumfu i satysfakcji. Bo to nie moja zasługa. To ludzie stają się coraz
bardziej szablonowi. Jakby wszyscy pochodzili z zaledwie kilku zużytych
foremek. Jakby wyszli z paru sztanc. Albo przeszli przez te same,
powtarzalne w nieskończoność, procesy obróbki, oparte na nielicznych
wzorcach.
Ta przewidywalność jest nużąca. Nudna i męcząca.
Pozbawia życie niezbędnej odrobiny zaskoczenia. No i zabija ciekawość.
Ile razy można dokonywać tego samego odkrycia? stukam.pl
sobota, 24 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz