(Refleksja inspirowana pewną decyzją personalną w mediach)
Mało kto, tworząc jakieś przewidziane na długi czas przedsięwzięcie,
zastanawia się, co stanie się z jego dziełem, gdy trafi ono w inne ręce.
Zdarzają się podobno w branży tzw. nowych technologii, ludzie, którzy
tworzą jakieś niewielkie firmy z założeniem, że je w miarę szybko
sprzedadzą, ale dotychczas nigdy nie dane mi było z kimś takim
porozmawiać. A bardzo bym chciał.
Rozmawiałem
natomiast niejednokrotnie z ludźmi, którzy z ogromnym zaangażowaniem
tworzyli jakieś przedsięwzięcie, po czym w mniej lub bardziej
dramatycznych okolicznościach musieli je oddać komuś innemu. Dla nikogo z
nich nie było to przeżycie łatwe. Na wszystkich, z którymi miałem
okazję w tej tematyce zetknąć, utrata realnego wpływu na swoje dzieło,
odcisnęła piętno. Niektórzy bardzo się po takim doświadczeniu zmienili.
Różnie. Jedni na lesze, drudzy na gorsze.
Najtrudniejsze
chyba w takich sytuacjach jest obserwowanie, jak stworzone dużym
wysiłkiem i emocjami dzieło, obliczone na lata, na dziesięciolecia,
ulega degradacji, zmienia swój charakter lub jest niszczone.
Niby oczywiste, że każdy twórca w pewnym momencie traci wpływ na swoje dzieło. Ale wciąż wielu nie potrafi się z tym pogodzić.
Lepiej nie myśleć, co by było, gdybyśmy byli nie tylko twórcami, ale stwórcami... Chociaż, czy Stwórcy można odebrać Jego dzieło?
Kto miałby to zrobić? My co prawda czasami próbujemy zawłaszczyć tę czy
inną część dzieła stworzenia, ale to przecież śmieszne. Wiadomo, że nam się nie uda... stukam.pl
środa, 28 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz