Do wczoraj nie wiedziałem o istnieniu syna znanego prezentera
radiowo-reklamowego. Nie miałem pojęcia, że jest reporterem, pracującym w
jednym z prywatnych kanałów. Nie przebiła się do mojej świadomości
nawet informacja o jego ślubie sprzed iluś tam miesięcy.
Zamierzałem
dalej egzystować w tym wygodnym stanie niewiedzy, a może nawet dotrwać w
nim do śmierci, aż tu nagle dowiedziałem się z Internetu, że mamy
nowego bohatera zbiorowej wyobraźni, który zbulwersował swoich kolegów z
firmy do tego stopnia, że publicznym tematem stało się rozważanie jego
wywalenia z pracy. Ostatecznie ponoć skończyło się na tym, że dostał
reprymendę od przełożonych. Nie podano niestety, czy od tych samych,
którzy uprzednio jego materiał na antenę puścili, ale biorąc pod uwagę
to, o czym słyszę, że się aktualnie w krajowych redakcjach wyprawia, nie
byłoby zdarzeniem nadzwyczajnym.
Nie podano również, za
co dokładnie chłopina dostał reprymendę. Bo jeśli za zbytnie trzymanie
się w przygotowanym materiale brytyjskiego wzoru, z którego sądząc po
stopniu podobieństwa skorzystał i ogólnie niezbyt rażącą oryginalność
dokonanych w materiale odkryć, to chyba byłoby OK. Jeśli jednak dostał
reprymendę z innego powodu, np. dlatego, że swoim materiałem dotknął
rozdętego ego kilku aktualnych królów masowej wyobraźni i "autorytetów"
niektórych zakątków medialnego imperium, no to mamy problem. I to
poważny.
Jako człowiek stosujący w świecie medialnym z
zasadę ograniczonego zaufania z jeszcze większym zacięciem, niż czynię
to na polskich drogach, od razu zacząłem mieć narzucające się
skojarzenia z rzeczywistym głośnym ostatnio wyrzuceniem z roboty
dziennikarza. Od razu też przyplątało się przypisywane autorowi
"Kapitału" sformułowanie o powtarzających się faktach historycznych,
które za pierwszym razem występują jako tragedia, a za drugim, jako
farsa. Czyżby po raz kolejny w dziejach farsa miała przykryć tragedię?
Tak
czy owak, robienie afery z niezbyt wyrafinowanego żartu na temat
dziennikarskiego chałturzenia, wyemitowanego w telewizji śniadaniowej,
wygląda na przypadek kompletnego odjazdu,a raczej, biorąc pod uwagę to,
co jeden z kanałów macierzystej firmy napomnianego reportera wykonał na
okoliczność wyleasingowania jednego samolotu, całkowitego odlotu.
Co
nie znaczy, że należy ten odlot bagatelizować. Przeciwnie. Trzeba go
potraktować z cała powagą, bo najprawdopodobniej jest drastycznym
objawem ciężkiej choroby, jaka coraz intensywniej niszczy to, co -
według dawnych założeń - miało służyć do opartej na prawdzie i
rzetelności międzyludzkiej komunikacji. stukam.pl
piątek, 16 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz