piątek, 16 listopada 2012

Serio, serio? ;-)

Do wczoraj nie wiedziałem o istnieniu syna znanego prezentera radiowo-reklamowego. Nie miałem pojęcia, że jest reporterem, pracującym w jednym z prywatnych kanałów. Nie przebiła się do mojej świadomości nawet informacja o jego ślubie sprzed iluś tam miesięcy.


Zamierzałem dalej egzystować w tym wygodnym stanie niewiedzy, a może nawet dotrwać w nim do śmierci, aż tu nagle dowiedziałem się z Internetu, że mamy nowego bohatera zbiorowej wyobraźni, który zbulwersował swoich kolegów z firmy do tego stopnia, że publicznym tematem stało się rozważanie jego wywalenia z pracy. Ostatecznie ponoć skończyło się na tym, że dostał reprymendę od przełożonych. Nie podano niestety, czy od tych samych, którzy uprzednio jego materiał na antenę puścili, ale biorąc pod uwagę to, o czym słyszę, że się aktualnie w krajowych redakcjach wyprawia, nie byłoby zdarzeniem nadzwyczajnym.

Nie podano również, za co dokładnie chłopina dostał reprymendę. Bo jeśli za zbytnie trzymanie się w przygotowanym materiale brytyjskiego wzoru, z którego sądząc po stopniu podobieństwa skorzystał i ogólnie niezbyt rażącą oryginalność dokonanych w materiale odkryć, to chyba byłoby OK. Jeśli jednak dostał reprymendę z innego powodu, np. dlatego, że swoim materiałem dotknął rozdętego ego kilku aktualnych królów masowej wyobraźni i "autorytetów" niektórych zakątków medialnego imperium, no to mamy problem. I to poważny.

Jako człowiek stosujący w świecie medialnym z zasadę ograniczonego zaufania z jeszcze większym zacięciem, niż czynię to na polskich drogach, od razu zacząłem mieć narzucające się skojarzenia z rzeczywistym głośnym ostatnio wyrzuceniem z roboty dziennikarza. Od razu też przyplątało się przypisywane autorowi "Kapitału" sformułowanie o powtarzających się faktach historycznych, które za pierwszym razem występują jako tragedia, a za drugim, jako farsa. Czyżby po raz kolejny w dziejach farsa miała przykryć tragedię?

Tak czy owak, robienie afery z niezbyt wyrafinowanego żartu na temat dziennikarskiego chałturzenia, wyemitowanego w telewizji śniadaniowej, wygląda na przypadek kompletnego odjazdu,a raczej, biorąc pod uwagę to, co jeden z kanałów macierzystej firmy  napomnianego reportera wykonał na okoliczność wyleasingowania jednego samolotu, całkowitego odlotu.

Co nie znaczy, że należy ten odlot bagatelizować. Przeciwnie. Trzeba go potraktować z cała powagą, bo najprawdopodobniej jest drastycznym objawem ciężkiej choroby, jaka coraz intensywniej niszczy to, co - według dawnych założeń - miało służyć do opartej na prawdzie i rzetelności międzyludzkiej komunikacji. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz