Znów była wielka kumulacja. Kilkadziesiąt milionów do wygrania. Przed
punktami przyjmującymi zakłady utworzyły się wielkie kolejki. Do gry
włączali się ludzie, którzy zwykle tego nie robią. Wpłacali rozmaite
sumy, często nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób przyczyniają się
do wzrostu zysku firmy organizującej całe przedsięwzięcie.
Nie
zostałem jednym z nich. Nie tylko dlatego, że nigdy w życiu niczego w
grach opartych na losowaniu nie wygrałem, choć kilka razy zdarzyło mi
się próbować. Także z jeszcze jednego powodu, który dla wielu innych nie
okazał się wystarczający, aby się powstrzymać przed zdobyciem kuponu z
zestawem liczb.
Ten powód świetnie ilustrowały
dziennikarskie sondy uliczne. Reporterzy wypytywali ludzi, co zrobią,
jeśli wygrają tę zawrotną sumę, która dla większości z nich była w
istocie niewyobrażalną fortuną. Podobno, gdyby ją wypłacić w
stuzłotówkach, trzeba by przyjechać po odbiór samochodem dostawczym, bo w
osobowym wszystko by się nie zmieściło.
Zwróciło moją
uwagę, że zagadnięci kandydaci na bogaczy, mieli dość ograniczoną paletę
planów. Dom, samochód, ekskluzywna podróż. Czasami pomóc komuś
bliskiemu w wyjściu z tarapatów finansowych. Nic więcej. Żadnych
szerszych projektów. Tylko zaspokojenie kilku potrzeb, na które nie
trzeba aż takiej sumy, jaka była do wygrania.
Wtedy
zrozumiałem, że ci ludzie, tak samo, jak ja, nie są przygotowani na
wygraną. Nie chodzi o to, że w nią nie wierzą. Chodzi o to, że nie
potrafią ewentualnej nagłej fortuny zagospodarować z pożytkiem dla
siebie i dla innych. Na przykład w coś zainwestować. Przepytywani przez
dziennikarzy mówili wyłącznie o wydawaniu pieniędzy. Nie rozumieli, że
nie ma sensu przepuszczać dużych pieniędzy, które nagle wpadną w ich
ręce.
Jeden z były współpracowników firmy organizującej
losowania swymi opowieściami snutymi w telewizyjnym studiu potwierdził
moje przypuszczenia. Mówił o kompletnej bezradności wielu spośród tych,
którzy wygrali, wobec konieczności mądrego rozporządzenia dobrami,
jakich z dnia na dzień stali się właścicielami. Nie tylko o braku
pomysłów na zrobienie z nimi czegoś pożytecznego, ale również o
niezdolności przewidywania skutków rozporządzania tak znacznymi sumami.
Były
współpracownik firmy losującej cieszył się, że podobno teraz ewentualni
wygrywający mają możliwość skorzystania z pomocy doradców i
specjalistów, po to, aby nie zmarnować milionów, które zasiliły ich
kieszeń.
Ostatecznie okazało się, że trzech graczy
podzieli między siebie rekordową kumulację w losowaniu. Może to i dobrze
dla nich? Zawsze to o dwie trzecie mniejszy problem i mniejsza
odpowiedzialność…
Jaki z całych tych rozważań morał? Taki,
że nie wystarczy chcieć wygrać. Trzeba jeszcze być na wygraną i jej
skutki, także bardzo daleko sięgające, przygotowanym. W przeciwnym razie
wygrana może się okazać bolesną klęską.
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 8 listopada 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz