czwartek, 8 listopada 2012

Wygrana

Znów była wielka kumulacja. Kilkadziesiąt milionów do wygrania. Przed punktami przyjmującymi zakłady utworzyły się wielkie kolejki. Do gry włączali się ludzie, którzy zwykle tego nie robią. Wpłacali rozmaite sumy, często nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób przyczyniają się do wzrostu zysku firmy organizującej całe przedsięwzięcie.

Nie zostałem jednym z nich. Nie tylko dlatego, że nigdy w życiu niczego w grach opartych na losowaniu nie wygrałem, choć kilka razy zdarzyło mi się próbować. Także z jeszcze jednego powodu, który dla wielu innych nie okazał się wystarczający, aby się powstrzymać przed zdobyciem kuponu z zestawem liczb.

Ten powód świetnie ilustrowały dziennikarskie sondy uliczne. Reporterzy wypytywali ludzi, co zrobią, jeśli wygrają tę zawrotną sumę, która dla większości z nich była w istocie niewyobrażalną fortuną. Podobno, gdyby ją wypłacić w stuzłotówkach, trzeba by przyjechać po odbiór samochodem dostawczym, bo w osobowym wszystko by się nie zmieściło.

Zwróciło moją uwagę, że zagadnięci kandydaci na bogaczy, mieli dość ograniczoną paletę planów. Dom, samochód, ekskluzywna podróż. Czasami pomóc komuś bliskiemu w wyjściu z tarapatów finansowych. Nic więcej. Żadnych szerszych projektów. Tylko zaspokojenie kilku potrzeb, na które nie trzeba aż takiej sumy, jaka była do wygrania.

Wtedy zrozumiałem, że ci ludzie, tak samo, jak ja, nie są przygotowani na wygraną. Nie chodzi o to, że w nią nie wierzą. Chodzi o to, że nie potrafią ewentualnej nagłej fortuny zagospodarować z pożytkiem dla siebie i dla innych. Na przykład w coś zainwestować. Przepytywani przez dziennikarzy mówili wyłącznie o wydawaniu pieniędzy. Nie rozumieli, że nie ma sensu przepuszczać dużych pieniędzy, które nagle wpadną w ich ręce.

Jeden z były współpracowników firmy organizującej losowania swymi opowieściami snutymi w telewizyjnym studiu potwierdził moje przypuszczenia. Mówił o kompletnej bezradności wielu spośród tych, którzy wygrali, wobec konieczności mądrego rozporządzenia dobrami, jakich z dnia na dzień stali się właścicielami. Nie tylko o braku pomysłów na zrobienie z nimi czegoś pożytecznego, ale również o niezdolności przewidywania skutków rozporządzania tak znacznymi sumami.

Były współpracownik firmy losującej cieszył się, że podobno teraz ewentualni wygrywający mają możliwość skorzystania z pomocy doradców i specjalistów, po to, aby nie zmarnować milionów, które zasiliły ich kieszeń.

Ostatecznie okazało się, że trzech graczy podzieli między siebie rekordową kumulację w losowaniu. Może to i dobrze dla nich? Zawsze to o dwie trzecie mniejszy problem i mniejsza odpowiedzialność…

Jaki z całych tych rozważań morał? Taki, że nie wystarczy chcieć wygrać. Trzeba jeszcze być na wygraną i jej skutki, także bardzo daleko sięgające, przygotowanym. W przeciwnym razie wygrana może się okazać bolesną klęską.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz