Pół żartem, pół serio zaproponowałem niedawno pewnemu bystremu i
inteligentnemu licealiście, aby zmienił szkołę. Pretekst do tej
niebagatelnej decyzji stanowił brak w jego planie lekcji pewnego
przedmiotu, który, moim zdaniem, jest w dzisiejszych czasach potrzebny i
użyteczny życiowo.
Jednak prowokowany przeze mnie uczeń
odparł z całą powagą, że szkoły nie zmieni, bo w innej nie będzie się
czuł tak wygodnie i komfortowo, jak w tej, do której obecnie chodzi. A
widząc moją absolutnie zdumioną minę, wyjaśnił, że w szkole, którą
aktualnie zaszczyca swą obecnością, praktycznie nie musi się uczyć, bo
wszystko, czego oczekują od niego nauczyciele, już wie.
„Ale
masz świadomość, że do szkoły chodzi się głównie po to, aby zdobywać i
powiększać swoją wiedzę?” – wydukałem mocno zbity z pantałyku logiką
przedstawionej mi przez licealistę argumentacji. Pokiwał
niejednoznacznie głową, a ja zacząłem snuć niezbyt wesołe myśli
dotyczące przyszłości kraju i społeczeństwa, w którym uczniowie
wybierają takie szkoły, gdzie systematyczna nauka jest zbędną fanaberią.
Szczęśliwie
niewiele dni później natknąłem się na uczniów o zupełnie odmiennym
podejściu do tematu, w tym również takich, którzy nie tylko poważnie
brali pod uwagę zmianę placówki edukacyjnej ze względu na jej
niewystarczający ich potrzebom poziom, ale faktycznie takiej zmiany
dokonali.
Odetchnąłem więc nieco z ulgą, ale niesmak i
wątpliwości pozostały. Co prawda dla dobra systemu oświaty nie uczę w
żadnej szkole, ale od tamtej rozmowy prześladuje mnie myśl, że ów
licealista mógłby być moim uczniem. Łamię więc sobie głowę, jak dotrzeć z
choćby umiarkowaną porcją wiedzy do… jego głowy. Zastanawiam się
również, ile prawdy było w jego opowieściach o nauczycielach, którzy
zaakceptowali jego podejście do życia i edukacji, rezygnując z prób
nauczenia go świata w stopniu odpowiadającym jego faktycznym
możliwościom. Mam nadzieję, że rzecz tak wygląda w jego subiektywnym
odbiorze, a w rzeczywistości pedagodzy kombinują ze wszystkich sił, jak
jednak przebić się do jego rozumu i umieścić w zwojach mózgowych
odpowiedni zapas wiedzy.
Problem w tym, że w całej sprawie
nie chodzi tylko o taką czy inną szkołę, jednego czy drugiego
licealistę, ani nawet o wiedzę, ale o pewien styl, który wpełza
cichaczem do bardzo wielu niezbędnych przedsięwzięć i struktur naszego
życia społecznego. Powiem szczerze: nie chciałbym żyć w kraju, w którym
jakiekolwiek instytucje poświęcają swoją właściwą misję i listę zadań na
ołtarzu wygodnictwa i lenistwa mieszkańców. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 25 października 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz