wtorek, 16 października 2012

Róbmy...

W moim trwającym ponad pół wieku życiu tysiące razy zdarzyło się, że ktoś z mego bliższego lub dalszego otoczenia nie wykonał spoczywającego na nim lub na niej obowiązku. Co najmniej kilkaset razy, gdy potem zwracałem zaniedbującemu swe powinności uwagę, usłyszałem w odpowiedzi:

- Trzeba było samemu zrobić...

Kierując się tego typu logiką w przynajmniej kilkudziesięciu tego typu sytuacjach faktycznie wykonałem za kogoś jego zadanie. Wyrazy wdzięczności połączone z przeprosinami za strony tego, kogo zastąpiłem, mogę policzyć na palcach dłoni. Natomiast konsekwencje takiego mojego postępowania w postaci uznania, że jakaś sprawa jest bezpieczna, bo w razie czyjegoś zaniedbania, ja zawsze wystąpię w charakterze zastępcy i ekspedycji ratunkowej, okazały się niemal regułą. Nie mówiąc już o kilkunastu przypadkach, w których zaniedbywany przez kogoś obowiązek na stałe spadł na mnie. Z uzasadnieniem: "No bo potrafisz i nie zawiedziesz...".

Z perspektywy czasu uważam, że moja dobra wola i popychające mnie do działań zastępczych zatroskanie, okazały się czynnikami demoralizującymi. Dały innym asumpt do "rozgrzeszania się" i lekceważenia swych zdań oraz zobowiązań. Premiowałem i promowałem cwaniactwo, lenistwo i niesłowność.

Wojciech Młynarski śpiewał kiedyś "Róbmy swoje". Wydawałoby się, że to za mało, że odpowiedzialność uzasadnia także przyjęcie w codziennej egzystencji zasady "Róbmy cudze".

Chyba jednak Młynarski ma rację. Trudno. Ileś rzeczy musi pozostać niezrobionych. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz