W moim trwającym ponad pół wieku życiu tysiące razy zdarzyło się, że
ktoś z mego bliższego lub dalszego otoczenia nie wykonał spoczywającego
na nim lub na niej obowiązku. Co najmniej kilkaset razy, gdy potem
zwracałem zaniedbującemu swe powinności uwagę, usłyszałem w odpowiedzi:
- Trzeba było samemu zrobić...
Kierując
się tego typu logiką w przynajmniej kilkudziesięciu tego typu
sytuacjach faktycznie wykonałem za kogoś jego zadanie. Wyrazy
wdzięczności połączone z przeprosinami za strony tego, kogo zastąpiłem,
mogę policzyć na palcach dłoni. Natomiast konsekwencje takiego mojego
postępowania w postaci uznania, że jakaś sprawa jest bezpieczna, bo w
razie czyjegoś zaniedbania, ja zawsze wystąpię w charakterze zastępcy i
ekspedycji ratunkowej, okazały się niemal regułą. Nie mówiąc już o
kilkunastu przypadkach, w których zaniedbywany przez kogoś obowiązek na
stałe spadł na mnie. Z uzasadnieniem: "No bo potrafisz i nie
zawiedziesz...".
Z perspektywy czasu uważam, że moja dobra
wola i popychające mnie do działań zastępczych zatroskanie, okazały się
czynnikami demoralizującymi. Dały innym asumpt do "rozgrzeszania się" i
lekceważenia swych zdań oraz zobowiązań. Premiowałem i promowałem
cwaniactwo, lenistwo i niesłowność.
Wojciech Młynarski
śpiewał kiedyś "Róbmy swoje". Wydawałoby się, że to za mało, że
odpowiedzialność uzasadnia także przyjęcie w codziennej egzystencji
zasady "Róbmy cudze".
Chyba jednak Młynarski ma rację. Trudno. Ileś rzeczy musi pozostać niezrobionych. stukam.pl
wtorek, 16 października 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz