Pół biedy, że nie rozumiem sensu nadzwyczaj skromnej akcji
billboardowej promującej brak wiary. Podobnie jak całego tego pomysłu
"wychodzenia z szafy". Nawet sugerowanie, że ludzie niewierzący są w
jakikolwiek sposób prześladowani w Polsce i muszą się ukrywać, nosi
posmak kompletnego odjazdu od rzeczywistości. Jest to zresztą poważne
nadużycie wobec sporych grup osób naprawdę i to wręcz systemowo w naszym
kraju dyskryminowanych. Dotyczy to ludzi, którym w każdym cywilizowanym
społeczeństwie należy się realna pomoc i ochrona. Oni jednak są tak
zaabsorbowani codzienną walką o przetrwanie, że nie mają czasu ani sił,
żeby wieszać nawet pojedyncze billboardy lub przebić się do któregoś z
opiniotwórczych czasopism.
Cała bieda w tym, że
kompletnie nie rozumiem nerwowych reakcji na "ateistyczne" billboardy i
wypowiedzi ludzi deklarujących swe zaangażowanie w Kościele. Po co te
agresywne komentarze? Po co pohukiwania i straszenie piekłem? Po co w
ogóle robienie szumu wokół zjawiska, które nawet nie zasługuje na
przymiotnik "marginalne"? Czemu ma to służyć? Umacnianiu własnych
szeregów? Mobilizacji? Utwierdzaniu swojej tożsamości? Przecież to
śmieszne i żałosne.
Zatroskania o zbawienie tych ludzi
nie ma sensu wyrażać kierowaniem w ich stronę bojowych albo
ostrzegających przed czymś, w co nie wierzą, okrzyków. Wyrażanie zatroskania o ich zbawienie
ma sens jedynie w postaci dawania realnego świadectwa wiary własnym
życiem. Już dawno odkryto, że przykład pociąga, a nie słowa, nawet
najgłośniejsze i najgroźniejsze. Pierwsi chrześcijanie przyciągali innych tym, jak bardzo się miłowali, a nie straszeniem ich brakiem zbawienia. stukam.pl
wtorek, 9 października 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz