sobota, 17 lipca 2010

Łagodność

Kroniki letnie

- Przestań się wydzierać na to dziecko.
- Ja się wydzieram?
- Ty je wręcz terroryzujesz. Nie chciałbym być twoim dzieckiem.
- Bardzo dziękuję, powiedz to przy nim, na pewno cię polubi.
- No bo się go czepiasz, ograniczasz, narzucasz mu swoje widzenie świata. Jakbyś chciała, żeby został twoją kopią.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki wielki specjalista od wychowania.
- Nie trzeba być specjalistą, żeby widzieć, że twoje dziecko ma już dość...
- Mnie ma dość?
- Nie, ciebie kocha. Ale ma dość ciągłego ustawiania, musztrowania. Daj mu trochę wolności. Niech trochę porozrabia, pobrudzi...
- Ale to ja potem muszę prać jego ciuchy i leczyć zadrapania.
- A cóż w tym nadzwyczajnego? Jak każdy rodzic. Tylko że nie wszyscy rodzice ubierają swoje dzieciaki w takie jasne spodnie i koszulki...
- Po prostu chcę, żeby ładnie wyglądał.
- Ty, to nie jest twoja lalka. Halo, jesteś już dorosła i masz dziecko! Człowieka! Żywego. Który ma prawo do wolności i swojego zdania. Nawet Pan Bóg daje człowiekowi wolność i niczego mu nie narzuca. Co najwyżej łagodnie perswaduje. A przecież mógłby nas wszystkich chwycić za mordę i przywołać do pionu.
- Ty wiesz, że czasem się zastanawiam, dlaczego Bóg na to wszystko spokojnie patrzy... Ja bym na Jego miejscu już dawno zrobiła z tym światem porządek.
- "Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi...".
- Co tam mruczysz?
- Tak mi się przypomniało. Wprowadzanie sprawiedliwości i porządku może się przecież odbywać łagodnie, bez niszczenia ludzi...
- Ja niszczę swoje dziecko?!
- Oj, nie bierz wszystkiego od razu tak skrajnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz