wtorek, 13 lipca 2010

Oporni

Kroniki letnie

- Widzisz go tam?
- No, widzę.
- Aż tryska dobrym samopoczuciem, nie? Widać to z daleka.
- Może ma powody?
- Pewnie. Uważa, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Że jest chodzącym ideałem. A jest wyjątkowym skur... O, a popatrz w prawo. O niej też ci kiedyś opowiadałem. Uważa się za chodzącą doskonałość. Świętszą od samego papieża. A w rzeczywistości jest najwredniejszą baba, jaką znam. Skrzywdziła mnóstwo ludzi.
- Że też ludzie potrafią być tacy bezkrytyczni wobec siebie. Jak można nie widzieć własnych wad?
- Można, można. To są ci, którzy po ostrym kazaniu wychodzą z kościoła i mówią: "Ale ksiądz im przygadał".
- Jak widzę takich ludzi, to im życzę, żeby szybko znaleźli się w sytuacji, w której będą musieli spojrzeć na siebie krytycznie.
- Coś mi się wydaje, że jak ktoś wpadnie w pychę, to chyba nie jest łatwo zmusić go do zmiany przekonania o sobie. Trzeba naprawdę wielkiego wstrząsu.
- Wstrząs też nie zawsze pomaga. Znam takie przypadki. Ludzie bywają strasznie oporni na prawdę o sobie.
- Musi przecież być sposób, aby im pomóc.
- Nikogo nie da się zbawić na siłę. Nawet Bóg tego nie robi. Pamiętasz, co Jezus obiecał mieszkańcom opornych miast?
- Opornych miast?
- No, tych, co się nie nawróciły, mimo wielkich cudów.
- Nie pamiętam.
- Powiedział im, że w dzień sądu będą miały gorzej niż Sodoma.
- Też się pewnie nie przejęły. Bo przecież najpierw musiałyby uwierzyć, że dzień sądu nadejdzie. A mnie się wydaje, że nie tylko dzisiaj wielu ludzi w to nie wierzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz