czwartek, 22 lipca 2010

Zakochana kobieta

Kroniki letnie

- Nie przyszło ci nigdy do głowy, że Dan Brown może mieć rację?
- W czym?
- Na przykład w tym, że pomiędzy Jezusem a Marią Magdaleną było coś głębszego? Że łączyła ich miłość?
- Na pewno łączyła ich miłość. Jezus miłował wszystkich, którzy za Nim chodzili. Kocha wszystkich swoich wyznawców, wszystkich ludzi.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Chodzi mi o zwykłe, ludzkie uczucie. Jak między kobietą i mężczyzną.
- Nie wiem. Być może z jej strony na początku coś takiego było. Uczucia, to jest sfera, nad którą nie panujemy do końca.
- A ze strony Jezusa?
- Przyszło mi kiedyś na myśl, że to usilne wiązanie Jezusa z Marią Magdaleną wcale nie wynika ze złej woli.
- Nie? To z czego?
- Z pragnienia podkreślenia, że Jezus naprawdę stał się człowiekiem. Że nie jest tylko Bogiem, który przez chwilę udawał człowieka. Że jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem. Bo my chyba o tym trochę zapominamy.
- Czyli mógł się zakochać w Magdalenie?
- Pewnie mógł...
- I mieć z nią dzieci?
- Widzisz, dla mnie o wiele bardziej fascynujące jest, że ta - twoim zdaniem - zakochana kobieta, po zmartwychwstaniu nie rozpoznała Jezusa. Zorientowała się dopiero, gdy wypowiedział jej imię. Wcześniej brała Go za ogrodnika. A przecież dobrze znała Jezusa!
- I co?
- I to, że my zachowujemy się chyba podobnie. Skupiamy się bardziej na własnych interpretacjach, niż na faktach, na tym, co istotne. Nawet zrobiliśmy z Marii Magdaleny jawnogrzesznicę.
- To, zdaje się, robota jednego z papieży...
- I to nie byle jakiego. Ale to akurat nie jest żaden dogmat, w który katolik ma wierzyć... W przeciwieństwie do tego, że była pierwszą osobą, która zobaczyła Zmartwychwstałego Jezusa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz