W Polskę jedziemy - 2012
Niespodziewanie
dla samego siebie znalazłem się dzisiaj w Częstochowie. Dwa dni przed
uroczystością Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny jest to miasto
wchodzących. Wchodzących pieszych pielgrzymek z różnych stron kraju. Od
Pelplina po Rzeszów.
Na widok tłumów ludzi ze śpiewem
podchodzących pod szczyt wróciły wspomnienia z czasów, gdy sam pieszo
wędrowałem na Jasną Górę. Tego dziwnego kontrastu między
pielgrzymowaniem a dojściem do celu.
W Częstochowie
spotkałem się z ludźmi, z którymi niegdyś coś wspólnie robiliśmy,
działaliśmy, tworzyliśmy. Dzisiaj każde podąża swoją ścieżką, usiłując
odszukać wolę Bożą wobec siebie. Trochę z nami było, jak z tymi
pielgrzymami, wchodzącymi dzisiaj do miasta i sanktuarium. Szli razem
przez jakiś czas, stanowili wspólnotę, łączyła ich pewna bliskość. Aż
doszli do szczytu i tu nagle się okazuje, że coś się skończyło, że
pewien czas minął i teraz - choć nie stają się sobie obcy, to jednak po
osiągnięciu celu, który ich na te kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt
dni połączył w konkretne grupy, muszą się rozejść i dalej podążać przez
życie tysiącami własnych dróżek. Ale przecież to doświadczenie wspólnego
przemierzania dróg w nich pozostaje i nie idzie na marne...
U
wejścia na ostatni odcinek pielgrzymiej drogi pod szczyt stała
rekonstrukcja pierwszego papa-mobile, tego z pierwszej pielgrzymki Jana
Pawła II do Ojczyzny. We mnie widok tej repliki wywołał ukłucie w sercu.
W setkach młodych ludzi radośnie podchodzących do stóp Jasnej Góry nie
budził prawie żadnych emocji. Nie było ich na świecie, gdy Papież Polak
takim przerobionym "starem" wędrował po swej rodzinnej ziemi... stukam.pl
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz