wtorek, 7 sierpnia 2012

Po całości

Natrafiałem dzisiaj rano w Internecie na artykuł, którego tytuł, lead i początek wydały mi się kontrowersyjne, ale konsekwentne na tyle, że pomyślałem o napisaniu polemiki.

Dopiero po wielu godzinach miałem okazję przeczytać cały tekst. Okazał się kompletnym pomieszaniem z poplątaniem, zbiorem wewnętrznie i zewnętrznie sprzecznych tez, połączonych w przedziwny koktajl, który nie pozwalał czytelnikowi odkryć o co tak naprawdę autorowi chodziło.

Dlaczego więc początkowo potraktowałem go z tak dużą powagą, że aż brałem pod uwagę polemizowanie z nim?

Zaintrygowało mnie i zbadałem sprawę. Zrozumiałem, że dałem się zwieść tytułowi i leadowi. Sugerowały one treści, których faktycznie w artykule nie zawarto. Były, najprawdopodobniej uczynioną przez redaktora pisma, marketingową interpretacją niezbyt dobrego tekstu. A właściwie nadinterpretacją. Zarówno tytuł, jak i lead wprowadzały w błąd. Oszukiwały.

Uświadomiłem sobie, że nie pierwszy raz się z czymś takim spotykam. Powiem więcej, spotykam się z takim zjawiskiem, zarówno w mediach drukowanych, jak i elektronicznych, coraz częściej.

Zdaję sobie sprawę, z czego to wynika. Mało kto dzisiaj ma czas i siłę, aby czytać (słuchać, oglądać) nawet niezbyt długie teksty (audycje, programy) w całości. Ograniczamy się do tytułów i czołówek. Zapominamy, że rzetelną opinię o danej medialnej produkcji można wydać dopiero po poznaniu jej w całości.

To, co wyprawiają redaktorzy jest podwójnie nieuczciwe. Z jednej strony jest nabieraniem odbiorców. Z drugiej - jest wkładaniem w przekaz autorów treści, których w nim nie zawarli, a niejednokrotnie nawet ich nie zgodziliby się potraktować, jako swoje. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz