czwartek, 2 sierpnia 2012

Przystanek Kostrzyn

W Polskę jedziemy - 2012

Zrobiłem sobie dzisiaj przystanek w Kostrzyniu nad Odrą. Właściwie zajrzałem tam dosłownie na chwilę.

Musiałem. Nie tylko z ciekawości. Żeby coś  sprawdzić.

Pojawiłem się tam jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem, dzisiaj przed południem (początek zaplanowano dziś na 15.00). Zostawiłem samochód przy rondzie i szedłem pieszo, dziwiąc się, dlaczego w przeciwną niż ja stronę idzie więcej ludzi niż w stronę imprezy. Okazało się, że te tłumy maszerowały do miasta Kostrzynia. Jak mi ktoś wyjaśnił - " Po piwo".

Gdy już byłem na miejscu, niemal natychmiast przypomniało mi się w związku z tą informacją stare porzekadło o noszeniu drzewa do lasu. Piwo, dokładnie jednej firmy, stanowiło tam dzisiaj przed południem niemal jedyny napój przyswajany przez ten niesamowity tłum młodych. Ale widać ci, których spotkałem w drodze, albo chcieli się napić piwa z innego browaru, albo woleli przejść się kawałek niż stać w ogromnych kolejkach, jakie zapełniały naprawdę spore piwne miasteczko (a może wioskę? Hare Kriszna swoje liczne stragany i namioty nazwali "Wioską pokoju").

Wielokrotnie w życiu żałowałem, że nigdy nie udało mi się (choć bardzo chciałem) pojechać na festiwal do Jarocina. Niejednokrotnie już przekonywałem się, że brak mi z tego powodu pewnego pokoleniowego, istotnego w budowaniu relacji z wieloma rówieśnikami, przeżycia.

Gdybym dzisiaj był młody, z pewnością stawałbym na głowie, aby pojechać na Przystanek Woodstock. A im bardziej by mi ten pomysł próbowano obrzydzić, straszyć mnie okropnymi rzeczami, jakie się tam dzieją, ogólną niemoralnością itp, tym bardziej starałbym się tam dotrzeć. Nie dziwię się tym tysiącom młodych, którzy w Kostrzynie się zjawiają.

Spotkałem tam córkę znajomego (a właściwie ona mnie zauważyła i spotkała). Znajomy - zaangażowany katolik, dziewczyna - bardzo porządna studentka. Była tu już w zeszłym roku (jej starsza siostra była na Przystanku pięć razy). Widząc moją zdumiona minę tłumaczyła mi, dlaczego już od wtorku jest w Kostrzyniu. Elementarne sprawy. Z potrzebą bycia akceptowaną indywidualnością w wielkiej wspólnocie na czele.

Ubawiły mnie ogromne kolejki do umywalni i do prysznica (z licznymi butelkami kosmetyków w rękach dziewczyn) oraz młodzi, zbuntowani faceci o "agresywnych" fryzurach, pracowicie i długo szczotkujący grupowo zęby...

Już po kilkunastu minutach pobytu usłyszałem hasło "Nie bądź taki trzeźwy!". Nim minęły trzy kwadranse, ktoś mi zaproponował marihuanę, tłumacząc, że ona nie przeszkadza w prowadzeniu samochodu.

Niestety, nie spotkałem nikogo z ewangelizatorów z Przystanku Jezus. Teren pod wielkim białym krzyżem i stojącą za nim sceną był właściwie jedynym pustym miejscem (poza zamkniętym wtedy jeszcze terenem przez główną sceną). Ochroniarz na moje pytanie "Co tu tak pusto" odpowiedział "Nasi się najpierw modlą". Okazało się, że są na Mszy św. i pojawią się dopiero w okolicach południa. Zastanowił mnie brak jakichkolwiek poza krzyżem informacji, co to za miejsce.

Na płocie obok wisiał samotnie - niezbyt rzucając się w oczy w ogólnej pstrokaciźnie - baner z napisem: "Co mam jeszcze zrobić, aby zwrócić twoją uwagę? Jezus". Niech mi pomysłodawcy wybaczą, ale pierwsze skojarzenie, jakie we mnie wywołał, dotyczyło zaniedbywanej przez męża żony lub męża, który w sercu współmałżonki stracił pierwszą lokatę na rzecz dzieci, a nie Bożego Syna, Zbawiciela... stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz