piątek, 15 października 2010

Bezradność

Bezradność. Trudno wymyślić coś gorszego. Gdy nic nie możesz. Gdy zderzasz się ze złem i nic na to nie możesz poradzić. Nie tylko w sytuacjach dosłownych. Zna je każdy, kto na przykład przeżył poważny wypadek samochodowy. Zbliżające się drzewo i niemożność wpłynięcia na tor ruchu pojazdu...

Bezradność może czaić się wszędzie. Wypełza w najmniej spodziewanych momentach. Czasami gwałtownie wyskakuje.

Czy bezradność budzi ufność? Powinna. Ale częściej chyba budzi wściekłość, gniew na wszystko i na wszystkich. A czasami nawet nienawiść.

Bezradność często dotyczy prawdy. Znasz prawdę. Mówisz ją. Pokazujesz. I nic. Spotykasz się z odrzuceniem. Okazuje się, że nikt nie chce prawdy. A skoro odrzucają prawdę, no to również ciebie. Bezradność pomnożona. Narastająca. Przytłaczająca.

Więc może jednak ufność?

Ale ufność nie przełamuje bezradności w sposób natychmiastowy. Ufność wymaga zaakceptowania bezradności. Zgody na nią. Zgody, nie rezygnacji. Zgody opartej na przekonaniu, że bezradność nie jest stanem ostatecznym. Że jest nie tylko pokonalna, ale z zasady przegrywa.

Trzeba być przygotowanym na to, że bezradność kończy się jeszcze gwałtowniej, niż się zaczyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz