czwartek, 21 października 2010

Zemsta pana R. (8)

Opowieść bez klucza

"Dzika Orchidea" co prawda już była otwarta, ale w środku nie było jeszcze ani jednego gościa. Marusiowi zrobiło się lżej na sercu. Rozejrzał się jednak jeszcze raz bardzo uważnie i niemal skradając się podszedł do baru, za którym ktoś się krzątał. Usiadł na wysokim stołku i czekał, aż zostanie zauważony. Minęła minuta, a postać w półmroku za barem nie zwróciła na niego uwagi. Maruś poczuł niepokój. Ostrożnie zastukał w blat.

- Chwileczkę - usłyszał kobiecy głos.

- Chciałem rozmawiać z właścicielem - rzucił za bar niezrażony.

- Chwileczkę - usłyszał znowu. Zauważył, że drżą mu ręce. "Denerwuję się" - pomyślał. Nie bardzo wiedział, co powinien teraz zrobić. Czy cierpliwie czekać, czy dalej robić hałas i domagać się natychmiastowej reakcji na jego obecność. "Jak to robi mój mistrz?" - pomyślał. Gdy zaczął szukać w pamięci jakiejś podobnej sytuacji z udziałem wiceprzewodniczącego, nagle tuż przed jego nosem pojawiła się twarz kobiety.

- Słucham? - powiedziała takim tonem, że Marusiowi zdawało się, iż temperatura w lokalu gwałtownie spadła o dwadzieścia stopni. - Ja cię znam - powiedziała na tym samym oddechu, zanim Maruś zdążył się odezwać. - Ty jesteś ten gówniarz, którego pan wielki polityk ma na posyłki, prawda?

Maruś zamarł. Poczuł się nie tylko rozpoznany, ale całkowicie zdekonspirowany i wystawiony na powszechne pośmiewisko. Ze strachu wstrzymał oddech.

- Jak on na ciebie woła? A, już wiem, Maruś... Śmieszne. Ile ty masz lat?

- Dwadzieścia cztery - odpowiedział natychmiast Maruś i dopiero słysząc własny głos zaczął się zastanawiać po co.

- Coś was łączy głębszego?

To pytanie nie padło z ust kobiety. Dobiegło do uszu Marusia z tyłu. Wypowiedziane było tonem kpiarskim, a może raczej szyderczym, Maruś nie potrafił tego szybko rozstrzygnąć. Zresztą nie miał czasu się na tym skupić, ponieważ jego przestrach przeszedł błyskawicznie w przerażenie. Maruś rozpoznał ten głos. Nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, kto bez przywitania, nagle, przy świadkach i zza pleców zadaje tak intymne pytania. I wolał się nie odwracać.

- O, jeszcze jeden, którego wołają zdrobniałym imieniem - roześmiała się niepokojąco kobieta za barem.

- Zdrobnienie zdrobnieniu nierówne, pani Gizelo - odezwał się nowy gość, a Maruś czuł, jak włosy mu się jeżą na karku.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz