czwartek, 7 października 2010

Zemsta pana R. (1)

Opowieść bez klucza

Zdziwienie pierwsze. Z telewizora dobiegał głos porannego prezentera (ulubieńca pań) jednej z informacyjnych telewizji. Ale dlaczego telewizor był włączony? Zdziwienie drugie. Łóżko. Niby nic nadzwyczajnego obudzić się rano we własnym łóżku. Ale nie zawsze. Bywa, że to wielkie zaskoczenie.

R. ostrożnie uchylił powieki. Było jasno. Przez okno ostro świeciło słońce. Popatrzył na ekran telewizora w poszukiwaniu zegara. Było trochę po siódmej. Prezenter z wysiłkiem czytał coś w gazecie. Całym sobą dawał do zrozumienia, że nie sprawia mu to przyjemności.

R. zdał sobie sprawę, że boli go głowa. Boli! Nie boli, tylko... strasznie boli.

- Co jest? - R. rzucił w przestrzeń zdziwione pytanie. Potem spróbował się roześmiać, bo zdał sobie sprawę, że podświadomie chciał usłyszeć własny głos. Bał się, że go stracił, czy co?

Usiadł, szukając stopami pantofli.

- Co jest? - powtórzył, ale z inną intonacją. Z irytacją. Miał powody. Bo chociaż mniej więcej wszystko było w porządku i na swoim miejscu (oprócz samowolnie gadającego telewizora), to jednak w porządku nie było. R. nie miał pojęcia, w jaki sposób znalazł się we własnym domu i we własnym łóżku. Nie pamiętał, żeby się rozbierał, kładł do łóżka. Nie pamiętał też, żeby wracał do domu.

Tknięty nagłym impulsem zerwał się w stronę okna. Wyjrzał. Na miejscu, gdzie zwykle parkował, nie było jego samochodu. Najpierw odetchnął z ulgą. Ale zaraz zszarzał na myśl, że brak auta wcale nie musi oznaczać niczego dobrego.

- Co jest? - zapytał po raz trzeci i mimo bólu spróbował zmusić swoją głowę do pracy. Wodząc oczami w poszukiwaniu fiolki z tabletkami przeciwbólowymi usiłował odnaleźć w nieodległej przeszłości jakiś punkt zaczepienia. Z niechęcią stwierdził, że jego pamięć podsuwa mu, jako w miarę jasne, wydarzenia sprzed prawie dwudziestu czterech godzin. Potem w jego mózgu panowała mgła. W jej oparach pojawiały się jakieś poodrywane sceny, słowa, gwałtowne gesty, podniesione głosy. Pod wpływem jednego z obrazów sięgnął po komórkę i zaczął wyszukiwać numer Anny, ale usłyszał głos telewizyjnego prezentera:

- Jest dwadzieścia siedem po siódmej.

Od razu zrezygnował. Anna nienawidziła, gdy ktoś ją budził przed ósmą. Anna! Czy to ona sprawiła, że znalazł się jakimś cudem we własnym łóżku?

- No to mam przerąbane - powiedział na głos i zaraz zapytał wściekły: - Czy ja muszę gadać sam do siebie?

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz