sobota, 23 października 2010

Zemsta pana R. (10)

Opowieść bez klucza

- Ciocia, teraz ty! - głos siedmioletniej Oli, poparty kopniakiem w kolano, przywrócił Annę Poświat do rzeczywistości. Ale po wczorajszych wydarzeniach była tak wstrząśnięta i rozkojarzona, że miała ogromne problemy ze zwykłym podziałem uwagi.

Rzeczywistość, do której głos Oli przywrócił Annę Poświat, była następująca: siedziała przy wąskim stole w kuchni mieszkania swojej koleżanki z jej córką Olą i grały w okręty lub w statki. Do gry nie używały jednak kartki i długopisu, lecz skomplikowanych elektronicznych urządzeń na baterie, wymagających posługiwania się kilkunastoma przyciskami. Urządzenia nie tylko denerwująco migotały, ale w dodatku wydawały z siebie odgłosy strzałów, a nawet mówiły ludzkim głosem. Rozcierając kolano, w które pod stołem kopnęła ją Ola, Anna Poświat doszła do wniosku, że elektronika wkroczyła zbyt głęboko w świat dziecięcych zabawek.

O wiele więcej uwagi Anna Poświat poświęcała w ciągu ostatnich godzin innemu urządzeniu elektronicznemu - swojej komórce. Nie uszło to uwadze Oli.

- Ciocia, czy ty musisz co pięć minut patrzeć na swoją komórkę? Przecież jak zadzwoni albo przyjdzie SMS, to usłyszysz - zapytała trzy godziny temu, okazując absolutnie niezrozumienie dla wewnętrznych przeżyć Anny Poświat. "Tylko kobieta wobec kobiety może być tak nieczuła" - pomyślała wtedy Anna Poświat. I nie przestała z nadzieją spozierać co chwilę na swój telefon. Ale on milczał. Nawet nie zamiauczał (bo właśnie miauczenie kota Anna Poświat miała ustawione jako dźwięk SMS-a).

- Ciocia, znowu przegrywasz - surowo skarciła ją Ola. - Takie ciągłe wygrywanie jest nudne - oświadczyła i poszła po serek do lodówki.

Anna Poświat nie wiedziała tego dnia nic o wygrywaniu. Czuła się najbardziej przegranym stworzeniem we wszechświecie. Dla niej za oknem nie świeciło dziś słońce. Panował tam najbardziej ponury, wietrzny i deszczowy dzień, jaki można sobie wyobrazić w polskim listopadzie. I nieważne, że był akurat zupełnie inny miesiąc. Anna Poświat widziała za oknem wirujące w strasznym pędzie i półmroku mokre, pozbawione kolorów liście, na pół zgniłe i nikomu niepotrzebne. Wydobywające się z elektronicznych maszynek do gry wybuchy masakrowały nie tylko jej kolejne okręty. Masakrowały do reszty jej życie, które wczoraj w "Dzikiej Orchidei" zawaliło się nagle, jak most w czasie gwałtownych ulewnych deszczów w jej rodzinnej miejscowości.

Bo Anna Poświat nigdy w życiu jeszcze nie była tak blisko całkowicie pijanego człowieka. W jej rodzinnym domu nie było alkoholu poza rzadkimi okazjami, gdy rodzice do uroczystego obiadu wypijali po jednym kieliszku jakiegoś drogiego, zagranicznego wina, które ojciec przywoził czasem z podróży służbowych. Przez całe swoje, nie tak przecież krótkie, życie, na widok nawet lekko podchmielonego mężczyzny szybko się oddalała. Wszystkiego się mogła spodziewać, ale nie tego, że człowiek, którego kochała, jej R., jest w stanie doprowadzić się do takiego stanu, jak wczoraj. Że to właśnie ona będzie musiała robić to, co robią żony pijaków późno w nocy, tocząc nierówną walkę z bezwładnymi ciałami swych mężczyzn... Anna Poświat po raz pierwszy od wielu miesięcy poczuła mgnienie ulgi, że jeszcze nie ustalili daty ślubu.

Było już dobrze po południu, a R. nie dawał znaku życia. Nie dzwonił! Nawet SMS-a nie przysłał! "Na pewno się wstydzi" - rozważała Anna Poświat. Długotrwałe czekanie pozwoliło jej wybudować w wyobraźni kilkanaście wersji wydarzeń dzisiejszego dnia, łącznie z tą, w której R. właśnie umiera zatruty alkoholem, a ona mu nie pomaga, co ją następnie dręczy do końca życia, mimo uniewinnienia uzyskanego w sądzie. Opracowała też kilka wariantów ich pierwszej po wczorajszych wydarzeniach rozmowy telefonicznej. Połowa z nich zawierała zdanie "Nie chcę z tobą rozmawiać!". Właśnie uświadomiła sobie, że nie przygotowała jeszcze żadnej odpowiedzi na ewentualny SMS przysłany przez R., gdy rozległ się dzwonek u drzwi. Nie domofon, ale dzwonek.

- Mama! - zawołała radośnie Ola i popędziła z kuchni do przedpokoju. Anna Poświat ruszyła za nią, trochę zdziwiona, ponieważ umawiały się, że posiedzi z Olą aż do wieczora.

Ale w drzwiach nie stała mama Oli. W drzwiach stał R.

cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz